Warszawa. Nowo uchwalone prawo to mocne uderzenie w krajową prostytucję. Przepisy, stworzone na wzór prawa amerykańskiego, umożliwiają publikowanie danych osób zatrzymanych za handel swoim ciałem. Jako pierwszy przekonał się o tym 19-letni Sebastian Marionow.

Sebastian został ujęty na gorącym uczynku w toalecie miejscowego dworca PKP podczas obsługiwania 76-letniego klienta. Na rozprawie utrzymywał, że seks był dobrowolny, a zapłata jedynie miły gestem za wspólnie spędzone chwile, jednak sędzia nie dał temu wiary.

Prostytucja nie jest w Polsce karana - oprócz infamii spowodowanej upublicznieniem szczegółów zatrzymania na mężczyznę został jedynie nałożony mandat karny w wysokości 650zł za nieobyczajny wybryk oraz wywołanie zgorszenia w miejscu publicznym.

Nowe przepisy mają przede wszystkim zadanie prewencyjne, jednak pojawiają się liczne głosy sprzeciwu - To jest naruszenie naszej prywatności. Państwu nic do tego co robimy z naszym ciałem, jeśli nie jesteśmy do niczego przymuszani - mówi Alicja Maglewska z fundacji im. Chrobrego, zajmującej się rozwojem demokracji - nasi prawnicy już opracowują skargę na te regulacje.

Część komentatorów zadaje sobie pytanie czy nowe przepisy nie są prezentem dla zorganizowanych grup przestępczych sprowadzających kobiety zza wschodniej granicy - Likwidujemy im amatorską konkurencję, prewencja nie będzie działać na Ukrainki czy Bułgarki - mówi Wojciech Krauze, publicysta - tym prawem tworzymy tylko popyt dla wschodniej mafii, a wszyscy wiemy z czym to się wiąże.

Władze nie chcą jednak dyskutować na ten temat. Urzędnicy twierdzą, że czas pokaże czy prawo jest dobre czy nie i zawsze będzie można je zmienić.