Wrocławek. Rusza proces wytoczony miastu przez jednego z mieszkańców. Mężczyzna domaga się 300 tysięcy złotych odszkodowania za wypadek, który wydarzył się w zeszłym miesiącu w miejskim szalecie. Wina wg powoda spoczywa w całości na władzach miasta.

26-letni Marcin Kopiczewski ucierpiał w wybuchu muszli klozetowej, z której akurat korzystał. Doznał poważnych poparzeń odbytu, pośladków oraz genitaliów. Przyczyna eksplozji nie jest do końca znana, pierwsze ustalenia strażaków wskazują na zapłon wysoce stężonego gazu, który znajdował się w muszli.

Mecenas reprezentujący Miasto utrzymuje, że były to gazy własne pokrzywdzonego, które zostały podpalone przez niego samego prawdopodobnie podczas odpalania papierosa, co jest całkowicie zabronione w tym miejscu.

- To kompletna bzdura, ten Pan kłamie. Nie paliłem papierosa i to nie były moje gazy, tylko ten płyn do czyszczenia toalet, którego tam używają - odpiera wzburzony Marcin.

Prokuratura zabezpieczyła już środek używany w szalecie w tamtym okresie i przekazała go biegłym, którzy mają wykazać, czy mógł on doprowadzić do wybuchu. Otwartą kwestią pozostanie ustalenie przyczyny zapłonu, co będzie miało istotny wpływ decyzję sędziów.

Miasto próbowało doprowadzić do ugody pozasądowej, oferując poszkodowanemu 10 tysięcy złotych rekompensaty, jednak została ona odrzucona przez adwokata powoda. Zarówno on jak i jego klient są pewni wygranej w pierwszej instancji.

To nie pierwszy problem władz miasta, równolegle toczą się przeciwko nim sprawy m.in. o molestowanie seksualne w urzędzie stanu cywilnego oraz korupcji, jakiej mieli się dopuścić urzędnicy magistratu. Wnioskowane kwoty odszkodowań mogą poważnie uszczuplić tegoroczny budżet.